Tango argentyńskie – miłość, zdrada, nienawiść, morderstwo
Fotograf Wrocław dyszał ciężko pochylony nad dwoma ciałami. Bandziory wyszły z nicości nocy by odebrać mu to co miał cennego. Mimo, że mu nie zależało to instynktownie zaczął się bronić. Teraz on ciągle żył a bandyci byli martwi. Nie bez powodu tułał się w nocy po najgorszej dzielnicy Buenos Aires. Tu w La Boca powstało Tango argentyńskie. W zaułkach łatwo o prostytutkę, narkotyki lub szybką śmierć. I tego właśnie szukał „Fotograf Wrocław”. Chciał umrzeć. Przepełniał go ból, który mogła uśmierzyć tylko śmierć. A teraz nie dość, że żył to jeszcze bolała go stłuczona głowa i obite kostki rąk. Musiał się napić, choć to nie uśmierzy bólu, na chwilę poczuje się lepiej.
Pił kolejne whisky z lodem i zastanawiał się jak to się mogło stać? Jak mogło dojść do takiej sytuacji? Dlaczego się nie ustrzegł? Dlaczego tak uległ i zagubił się tak bezpowrotnie… tak bez opamiętania? Tyle razy to analizował, rozpatrywał na wielu płaszczyznach – próbował zrozumieć i nic nie wychodziło. Olbrzymia rana krwawiła i czuł jak wycieka przez nią jego życie. Nie chce już cierpieć! Niech to się w końcu skończy!
Z sadystycznym masochizmem wracał do niedzieli gdy robił zdjęcia dla wrocławskiego miesięcznika mody. Fotografował nauczycieli tanga, którzy tańcząc na ulicach reklamowali swoje szkoły, gdy ją przypadkowo zobaczył. Wyciągała starszych turystów i tańczyła z nimi do muzyki Piazzolli. Była niewysoka i zgrabna. Czarne włosy, poskręcane jak sprężynki i buzia w kształcie serca. Było w niej coś magnetycznego. W przekrzywianiu głowy, w uśmiechu, w uwadze jaką poświęcała się tańcu. Jakaś głęboka melancholia zrozumiana i w pełni zaakceptowana, pogodzona z życiem? Tańcem? Nie potrafił określić. Był tak zafascynowany, że nie zrobił ani jednego zdjęcia. Obserwował ją i próbował zrozumieć co go tak zauroczyło.
Kiedy skończyła tańczyć podszedł do niej i powiedział, że obejrzy jeszcze parę takich tańców i sam zacząłby Tańczyć, ale nie chce, żeby ludzie pouciekali. Wtedy pierwszy raz spojrzał w jej oczy i był stracony. Inteligentne i złote jak miód prosto z ula, jak słońce w bezchmurne niebo. Nie pamiętał co odpowiedziała, ale spędzili cały wieczór spacerując po ulicach. Pokazywała mu historię miasta w architekturze, a on nie mógł opanować drżenia, gdy się jej ukradkiem przyglądał. Poruszyła w nim coś tak głęboko ukrytego, że nawet nie podejrzewał, że istnieje. Była niezwykle i boleśnie piękna. Ciekawa świata i otwarta na otaczające ją zjawiska. Pokazała mu spelunki gdzie przychodzą najstarsi tancerze BA i place gdzie jest najwięcej tańczących. Kafejkę gdzie parzy się najlepsze poranne Cappucino i zabytkowy cmentarz, na którym spoczywa Evita Peron. Wieczorem umówili się na spotkanie w tygodniu i rozstali się. Myślał o niej przez cały czas aż do spotkania. Był taki szczęśliwy. Nie mógł znaleźć sobie miejsca, a czas dłużył się niemiłosiernie. W końcu nadszedł ten dzień. Nie przyszła.
Odezwała się miesiąc później, tłumacząc się, że musiała nagle wyjechać. Umówili się, spacerowali i opowiadali sobie różne historie. Chodzili oglądać tango. Patrzył jak tańczy z innymi mężczyznami i nie mógł tego znieść. Jak patrzą na nią, jak ją obejmują, jak dotykają, jak jest z nimi blisko. Jak wybucha perlistym śmiechem i jaka jest szczęśliwa ale nie z nim. Wielokrotnie zastanawiał się czemu się z nim spotyka? Co w nim jest takiego, że mogąc mieć każdego z tych wspaniałych tancerzy spędza z nim tyle czasu. Chodzili na wystawy, na koncerty, do kina, na długie spacery.Pamiętał gdy ją po raz pierwszy pocałował na pożegnanie gdy go odwoziła do hotelu z jakiejś wyprawy. Oddała pocałunek i całowali się przez parę godzin. Czuł jaj usta, język i słodycz, którą chciwie spijał z jej ust. Tej nocy nie mógł zasnąć.
Myślał cały czas o niej, pragnął ją i pożądał. Pragnął znów ją dotykać, czuć jej perfumy i niezwykły zapach włosów. Mieszaniny olejków, mydła i balsamu i czegoś jeszcze.
Dla niej zaczął się uczyć tanga i obracać się w dziwnym towarzystwie tancerzy. W zepsutym światku o jakim nigdy nie śnił, ani nie marzył, że kiedyś będzie jego częścią.
Chodzili do knajp gdzie rządziły prostytutki i alfonsi. Męskie dziwki i lesbijki. Alkohol nie był tam najpopularniejszym towarem. Dilerzy otwarcie sprzedawali narkotyki. Co tylko chciałeś – naturalne i syntetyczne. W każdej ilości, kształcie i kolorze. Małe kolorowe pigułki oferowały inne stany świadomości. Potęgowały odczucia, wrażenia. Powodowały euforię i uzależnienie. Ale on miał już swój nałóg. Nie potrzebował innych.
Tam po raz pierwszy usłyszał o różnych tangach: argentyńskim, europejskim, nuevo, milondze.
Fotograf Wrocław najbardziej lubił nuevo, które nie było zbyt popularne w BA. Tango Nuevo było ewolucją. Zderzyło się z konserwatywnym podejściem tangowych autorytetów, które były zbyt stare i nieelastyczne aby zaakceptować zmiany. Jednak i oni w końcu ulegli, gdyż albo akceptuje się zmiany albo ginie.
Pokazała mu Empanadas – pieczone rogaliki z mięsem, którymi mógł się zajadać bez opamiętania. Uwielbiał kiedy zjadała je z jego widelca śmiejąc się i opowiadając o tangu. W BA pierwszy raz usłyszał Gotan Project oraz poznał Carlosa Libedinsky’ego, współczesnego kompozytora tang. Bardzo awangardowego muzyka. Miał ich w telefonie, na notebooku i w mp3 playerze.
Pamiętał dzień gdy kochali się po raz pierwszy. Gdy całował jej oczy, policzki, szyję. Gdy jego dłonie odszukiwały każdą łagodność jej ciała. Czuł jej aksamitną skórę, pamiętał jak chciwie sycił się jej obfitymi wdziękami swoich zaskoczonych dłoniach. Pełnymi, jędrnymi i ciężkimi – obłędnymi w swej delikatności i łagodności. Był tak zszokowany, że znieruchomiał na chwilę, która trwała wieczność, nim jego dłonie i usta podjęły dalszą podróż w tym dojrzałym ogrodzie. Odkrywał ją milimetrami, niepewny każdego zdobytego kawałka. Każdej odkrytej miękkości, każdej łagodności, każdego dołka i górki. Każdego załamania, zgięcia i każdego zaciśnięcia dłoni. Czuł się jak Alicja w krainie czarów. Zachwycony, oczarowany, pochłonięty i stracony. Oddany gwałtowności i bezwarunkowemu uniesieniu. Spragniony i sycony oraz dający nasycenie. Czując jej uniesienie, jej pragnienie i je spełniając czuł się absolutnie szczęśliwy w tym doskonałym zespoleniu. Zasypiał przy niej i budził się przy niej. Nic więcej nie potrzebował bo była całym jego światem.
Poznawał ją coraz bardziej i coraz bardziej go to przerażało i jednocześnie świadomy nieuniknionego końca zapadał się w tej świadomości. Była apodyktyczna i bezwzględna. Miała przyjaciół, z którymi się spotykała i otwarcie mu o tym opowiadała. Znajomym przestawiała go jako kolegę. Tańczyła z wieloma i odchodziła z wieloma. Każde jego potknięcie, każdy przejaw samodzielności natychmiast karała izolacją. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sms’y, nie odzywała się. Każda różnica zdań natychmiast wywoływała kłótnię i kolejną izolację. Za każdym razem umierał, a myśl, że to już koniec paraliżowała umysł i wolę. Bal się. I bał się coraz bardziej.
Kochał ją tak bardzo, że nie potrafił odejść, a wiedział, że powinien. Pożądał każdej chwili z nią spędzonej, tęsknił gdy tylko zamykał drzwi od jej sypialni. Gdy nie słyszał jej głosu. Potrzebował jej jak narkoman swojej strzykawki.
Był uzależniony. Od niej, od tanga, od napięcia jakie towarzyszyło każdej chwili przed spotkaniem z nią. Od wyczekiwania. Pragnął ją i nienawidził. Nienawidził jak grała na jego uczuciach. Jak go przyciągała i odpychała w swojej emocjonalnej huśtawce kobiecego umysłu. Jego miłością próbowała zapełnić swoją pustkę, gdyż sama nic nie czuła. Czy umiała kochać? Ponoć tak, ale nie był tego pewny. Była, piękna, inteligenta i wykształcona. Bardziej niż on. Posiadała fenomenalną pamięć. Ale związki miała krótkie i gwałtowne. Czuł, że jest kolejnym przystankiem na jej drodze. W jej przemilczeniach, reakcjach i smutku w oczach, gdy myślała, że jej nie widzi dostrzegał smutek, który przed nim ukrywała. Nie kochała go. Potrzebowała nieustannych, nowych wrażeń.
Widział o tym i nie miało to dla niego znaczenia, dopóki była z nim. Tańczyli na ulicach, na placach, w tawernach i luksusowych willach bogaczy. Na przyjęciach i na festiwalach. Taniec budził namiętność tak wielką, że nie można jej było ugasić w sypialni. Tańczyli sami i w towarzystwie. Tańczyli dla zabicia czasu i dla przyjemności. Dawał i brał, a im więcej brał tym więcej dawał. Był w nieskończonym upojeniu, całkowicie oddany i naładowany energią. Mógł przenosić planety gdyby tylko chciał… gdyby ona chciała.
Dla niej porzucił pracę w redakcji w Paryżu, zaniedbał stałych klientów. To było nieistotne. Zawsze znajdzie gdzieś pracę, ale musiał wyprowadzić się z hotelu. Najął mieszkanie w dzielnicy Ville.
Dobry fotograf, którym kiedyś był pogrążał się i staczał coraz bardziej. Uczucie, które go trawiło i wypalało zamiast budować – niszczyło. Nie mógł się skupić, obsesyjnie myślał gdzie jest i co robi gdy jej nie było koło niego.
Aż pewnego majowego wieczoru powiedziała mu, że nie chce już z nim być. Wiedział, że to nadejdzie ale był kompletnie nieprzygotowany. Nie teraz, nie chciał tego, ale skojarzył szybko fakty. Przypomniał sobie jak parę dni wcześniej mówiła o głośnym rozwodzie bogatego hodowcy bydła, jej przyjaciela, z którym spędzała wiele wieczorów. Tymi prostymi słowami unicestwiła cały jego świat. W jednej chwili przestał istnieć. Skończyło się. Nie wiedział co zrobić. Nic się nie liczyło. Stała koło niego, a on ją pragnął dotknąć, przytulić i całować. Chciał ją dla siebie. Nie mół znieść, że będzie dotykał ją jakiś bogaty grubas! Nie! Nie pozwoli na to.
Jeżeli on jej nie będzie miał, to nikt inny też nie! Złapał ją za szuję i ścisnął mocno. Wbiła mu paznokcie w plecy i rozorała mocno. Próbowała złapać powietrze jak karp wyciągnięty z wody. Kopała i wyrywała się ale ściskał mocno. Patrzył jak słońce w jej oczach gaśnie. Jak ulatuje życie, pomału i tak boleśnie. Czuł jej ból łzami w oczach gdyż cierpiał tak samo jak ona. W pięknych, pełnych wargach pojawiła się ślina. A nogi przestały kopać powietrze. Miał zachlapaną krwią koszule, a plecy piekły niemiłosiernie, ale nie czół tego, gdyż trawił go ból o wiele głębszy. Płakał gdy składał ostatni pocałunek na jej ustach, łzy kapały do jej rozwartych szeroko, pięknych oczu, teraz pustych i bez wyrazu. Patrzył na jej twarz, długie rzęsy, kręcone, czarne włosy, prosty nosek i wrażliwe, delikatne, pełne i słodkie usta. Położył głowę do jej dekoltu ale nic nie usłyszał. Jak ktoś nie ma serca, to nie słychać jak bije. Patrzył jak leży z rozrzuconymi nogami i rękoma. Jakby w ostatniej figurze tanga. Ich tanga. Delikatnie przesuwał dłonią po jej łydkach, jakby chciał zapamiętać ich kształt. Mimo, że były nieproporcjonalnie muskularne do reszty jej ciała, to kochał je tak samo jak każdy jej minimetr. Chciałby znów pomasować jej obolałe po tańcu palce nóg, delikatnie pieścić poduszki i piętę. Chciałby żeby zasypiała w jego dłoniach. Wiedział gdzie ją dotykać żeby sprawić największą przyjemność i starannie, ten dotyk, dozował. Już tego więcej nie zrobi. Nie mógł odejść wcześniej i teraz też nie potrafił.
Po co żyć bez niej? Widział, że to przejściowe i za jakiś czas przejdzie, znajdzie inna kobietę, z którą ułoży sobie życie na nowo, ale jakoś to nie pomagało. Chciał umrzeć i nie miał odwagi tego zrobić. Przez chwilę zastanawiał się czy nie przejrzeć jej telefonu, ale szybko odrzucił tą myśl. O niektórych rzeczach lepiej nie wiedzieć.
Dobry fotograf zakopał ją w piwnicy jej domu. Raczej nikt nie będzie jej szukał bo lubiła znikać nikogo o tym nie informując. Nie chciał wiedzieć gdzie i z kim.
A teraz udręczony tęsknotą, żalem, pragnieniem i pożądaniem nie miał po co wstawać z łóżka. Jego życie skończyło się wraz z jej życiem. Żył bez celu, bez nadziei, bez chęci, bez żadnego cienia motywacji. Przerażony pustką i obezwładniającym strachem przed życiem bez niej szukał zapomnienia w morzu alkoholu, w tańcu z każdą nawiniętą ladacznicą, narkotykach. Budził się w jakiś ciemnych ulicach BA i nie pamiętał jak się tam znalazł. Czuł się jak upadły anioł wygnany z raju. Tułający się po zaśmieconej i śmierdzącej Ziemi. To nie miało żadnego sensu. Zostanie z nim już na zawsze w jego pamięci. Gdyby mógł ją wymazać, całe dziewięć miesięcy od momentu poznania jej, to zrobiłby natychmiast, bez zastanowienia. Wszystko – każdą minutę, każdy skradziony oddech, każde westchnienie, każde muśnięcie i każdy taniec. Byle tylko nie pamiętać. Nie cierpieć.
Gdyby mógł cofnąć czas, to nie podszedłby do niej ponownie. Femme fatale.
Tango bez niej nie jest już tangiem. To zwykły taniec. Nie chce zwykłych tańców. Ukojenie znajdzie w najgorszych dzielnicach BA. Podjął decyzję.
Fotograf Wrocław